Plansza, która zapoczątkowała grę – pamiętniki projektanta #3

W poprzednich pamiętnikach projektanta pisałem o tym, jak poznałem Piotrka i Wojtka, którzy postanowili wydać grę (#1) i  o tym, jak zaproponowali mi, żebym ją zaprojektował (#2).
Dzisiaj, po sporej przerwie, chcę opisać Wam jak rozpoczął się proces projektowania „Husarii” (tak nazwałem ten projekt na samym początku).

Po rozmowach z chłopakami wiedziałem, że „Husaria” musi być średnio-ciężką grą strategiczną, której partia będzie trwała około 75-90 minut. Było też jasne, że gra ma być ciekawa zarówno dla graczy doświadczonych, jak i dla osób początkujących, a przede wszystkim musi przypaść do gustu wielbicielom gatunku. Na samym początku bardzo trudno było mi sobie wyobrazić jak ostatecznie ma wyglądać gra. Szukałem różnych pomysłów, rozpisywałem sobie w zeszycie mechaniki i czas powoli płynął. Wojtek, którego czasem widywałem w tygodniu ciągle pytał o grę, ale ja nie miałem niczego gotowego.
Pewnego razu Piotrek i Wojtek spotkali się ze mną ponownie i przynieśli planszę. Wydrukowali na grubej tekturze fragment mapy środkowej Europy w dużym rozmiarze z zaznaczeniem granic 4 państw – Polski, Rosji, Szwecji i Imperium Osmańskiego.
Ta plansza zainspirowała mnie do działania. Leżała rozłożona na stole obok mojego biurka i nie pozwalała mi przestać myśleć o „Husarii”. Minęło zaledwie kilka dni i przyszedł pierwszy pomysł na mechanikę kart akcji. Podzieliłem państwa na obszary, zrobiłem karty, wyciągnąłem drewno z mojej szafy elementów do projektów i przygotowałem kości.

Pierwsze testy (jak zwykle) pokazały, że wszystko wymaga sporych poprawek i szlifowania. Z drugiej strony, pomysł na odkrytą pulę kart rozkazów, z której wybierają gracze spodobał się testerom. Talia składała się z rozkazów, które miały podwójne działanie (jedno dla aktywnego gracza, drugie dla pozostałych), co później uprościłem do pojedynczej funkcji każdej karty. Wśród rozkazów były takie, które pozwalały rekrutować różne jednostki, takie które pozwalały na ich ruch, rozkazy rozwoju i budowy twierdzy.
Dobrym pomysłem okazało się być sześć kości wykorzystywanych podczas bitew – 3 kości dla piechoty, 2 dla jazdy i 1 dla artylerii. Liczba kości ogranicza w grze liczbę jednostek, jakie gracz może zgromadzić na jednym polu (w jednej armii). Różne wyniki na kościach sprawiają, że gracz może szacować wynik swojej armii w bitwie, ale bitwy rządzą się swoimi prawami i nie wszystko da się przewidzieć.

Przede wszystkim, testerom spodobało się to, że pomysł był prosty, ale w tym samym momencie strategiczny, dający sporo decyzji. Dokładnie o to mi chodziło, dlatego zabrałem się do dalszej pracy nad grą – powstały karty rozwoju, karty taktyki i rozkazów królewskich. Ale o tym opowiem Wam po Nowym Roku. Wtedy też możecie się spodziewać pierwszych grafik z gry.